Lato 1987 spędziłam jako samotna matka na utrzymaniu armii. Mąż służył ojczyźnie w jednostce w Jeleniej Górze. Nadal mieszkałam w parku, nad fosą i cierpliwie znosiłam dziwactwa właścicielki. Wyprowadzając się do wynajętego mieszkania, w miesiąc po ślubie, nie mieliśmy ani pralki, ani lodówki. Sytuacja raczej trudna. Z praniem pomagała mi mama. Nosiłyśmy tobołki prawie codziennie. Najpierw ja dźwigałam pranie do mamy, potem ona dostarczała mi wyprane i wyprasowane. Czasami pofarbowane, bo moja mama w kwestii prania białych rzeczy obciążona była pernamentnym pechem, zawsze w pralce zostawała jakaś kolorowa rzecz, która zmieniała barwę pieluch :) Mam wrażenie, że ten pech wraz z pieluchami przeszedł na Amelkę, bo jej też zdarza się pofarbować rzeczy podczas prania :)
Za lodówkę służył mi hotelowy minibarek, który załatwiła mi teściowa za ... cztery paczki kawy :) Takie to były czasy. Ale jak widać nawet w biwakowych warunkach można wychować dziecko. Po jakimś czasie właścicielka zaczęła przebąkiwać o podwyżce czynszu. Czas było się wyprowadzić. Tylko gdzie? U babci tłok, u mamy tylko jeden pokój, u teściowej niedołężna matka... I wtedy z pomocą przyszedł (a przynajmniej chciał przyjść) dziadek Talarek. Znalazł jakiegoś gościa, który wyszedł z więzienia i zaraz dostał od gminy mieszkanie. Facet chciał wyjechać na Śląsk do pracy, zamieszkać w hotelu robotniczym i za pewną sumę pieniędzy odstąpić nam mieszkanie. Dziadek wyłożył tę sumę, a mi pozostało tylko się w tym mieszkaniu zameldować. I zaczęły się schody! Poszłam do urzędu, do odpowiedniego wydziału, a urzędniczka za skarby świata nie chciała mnie zameldować. Pierwsza moja myśl: ale wredne babsko! Ale pozory mylą, a pierwsze wrażenia mogą wprowadzić w błąd. Tą urzędniczką byłą nieżyjąca już pani Teresa O. A jej sprzeciw miał na celu moje bezpieczeństwo. Jak już emocje mi opadły, pani Teresa wytłumaczyła mi, skąd jej sprzeciw. W świetle prawa mieszkanie należało do kryminalisty, obciążonego długami. Komornik nie pyta do kogo należy wyposażenie mieszkania. Poza tym, skąd miałabym pewność, że człowiek nie wróci po miesiącu i nie zechce zamieszkać ze mną? Miałby do tego pełne prawo. Cóż, nie wiem czy oddał dziadkowi pieniądze, ale argumenty pani Teresy mnie przekonały. Pomogła mi wypełnić i złożyć w urzędzie wniosek o mieszkanie komunalne. Teraz należało się uzbroić w cierpliwość i czekać.
Zdecydowałam się wyprowadzić z wynajmowanego mieszkania i zamieszkać kątem u mamy. Było trochę jak na biwaku, ale przeżyliśmy wszyscy. A później wróciliśmy do babci. W perspektywie mieliśmy własne mieszkanie, więc taka niedogodność miała być tymczasowa :) Trwała do listopada 1989 roku :)
Zdecydowałam się wyprowadzić z wynajmowanego mieszkania i zamieszkać kątem u mamy. Było trochę jak na biwaku, ale przeżyliśmy wszyscy. A później wróciliśmy do babci. W perspektywie mieliśmy własne mieszkanie, więc taka niedogodność miała być tymczasowa :) Trwała do listopada 1989 roku :)