Kiedyś było lepiej... Spotykacie się z takim stwierdzeniem? Zapewne tak, głównie w mediach społecznościowych. Pojawia się klimatyczny obrazek ze szczęśliwymi dziećmi siedzącymi na trzepaku i nostalgiczny podpis:jak pamiętasz to zostaw lajka :) I ludzie z mojego pokolenia zostawiają lajka. Ja też wielokrotnie zostawiałam. Ale potem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego kiedyś było lepiej? I skoro teraz jest tak źle, to dlaczego korzystamy z wszystkich współczesnych rozwiązań? Czy naprawdę chcielibyśmy powrotu dawnych czasów?
W poprzednim wpisie wspominałam moją prababcię, osobę, która wiele w swoim życiu przeżyła. Jej dzieciństwo i młodość to przede wszystkim nieustanna walka z biedą i głodem. A i moja babcia z nostalgią mówiła: za moich czasów było lepiej. Wydaje mi się, że ta nostalgia związana jest z tęsknotą za własnych dzieciństwem. Bo pomyślcie (tu zwracam się do rówieśników) jakie wtedy mieliśmy problemy? Ot, zorganizować sobie dobrą zabawę. Lato było latem, zima zimą. Mieliśmy okazję popróbować wszystkiego. Jazdy z górki na tornistrze, wspólne zabawy na ulicy. Ale to się nie wróci chociażby z powodu zmian klimatycznych. Teraz znaleźć górkę ze śniegiem nie jest prostym zadaniem. A zabawy na ulicy? Za mojego dzieciństwa, a to zaledwie 40 lat wstecz, na ulicy przy której mieszkałam może z pięć rodzin miało samochód? A obce przejeżdżały raz na godzinę. Więc ulica mogła spełniać rolę placu zabaw. Teraz sami uderzmy się w pierś. Ile mamy samochodów w rodzinie? Zapewne ciągle narzekacie, że nie ma gdzie zaparkować, że korki, że przejechać miasto w godzinach szczytu to problem. Więc jak nasze dzieci mają bezpiecznie bawić się na ulicy chociażby w chowanego? Czasy się zmieniają i nie ma co narzekać, ale warto od czasu do czasu opowiedzieć dzieciom jak to było, kiedy babcia była mała. Ja bynajmniej tak robię.
Dla zachowania równowago wspomnień warto również przypomnieć sobie jak wyglądało życie codzienne naszych rodziców. U mnie często nie było wody i pranie robiło się w nocy. Mama stawiała w kuchni pralkę "Frania", grzała wodę na piecu, a płukała wszystko w niezliczonej liczbie misek. Tak, łazienką była duża cynowana balia. A żeby zapewnić łakocie na święta, zajmowała kolejkę w sklepie mniej więcej o trzeciej w nocy. Potem biegła do pracy. Czasami się zastanawiam, jak tym naszym mamom to wszystko się udawało? A rozrywka? Dwa programy w telewizji, z tym, że drugi rozpoczynał się o godzinie szesnastej, a kończył o dwudziestej drugiej hymnem państwowym. Tak, ten kto mógł chodził do kina, ale i tu były ograniczenia. Filmy sensacyjne dozwolone od lat osiemnastu :) A pamiętacie wysiłek związany z zakupem zeszytów czy szkolnych przyborów? Trzeba było zebrać makulaturę, oddać ją do skupu, a otrzymany tam talon uprawniał do zakupu np 10. zeszytów. Potem zrobiło się troszkę lepiej, bo dotarły do nas kolorowe chińskie piórniki, pachnące gumki i strugaczki o różnych kształtach. Faktem jest, że jeden podręcznik służył kilku rocznikom, dokąd się nie rozpadł. Książki były w małym formacie, drukowane na zwykłym, nie kredowym papierze, więc ważyły znacznie mniej, ale kupienie nowego podręcznika graniczyło z cudem. Jeżeli w środku roku komuś zginęły ćwiczenia, nie było możliwości kupienia nowych. Buty sportowe były marzeniem i przedmiotem zazdrości, jeśli ktoś takowe posiadał. Tak więc... czy na pewno dawniej było lepiej? Czy tylko nam było lepiej, bo nie obchodziło nas skąd się bierze w domu prąd, woda, obiady. Nie mieliśmy dużych wymagań, bo o wielu rzeczach nie mieliśmy pojęcia. Szczytem marzeń technicznych było posiadanie w domu telefonu i ewentualnie kolorowego telewizora.
Tak, każde dzieciństwo jest lepsze od dorosłości, dlatego nie wmawiajmy naszym dzieciom czy wnukom, że ich jest beznadziejne, bo nie grają w klasy, tylko stwórzmy im możliwość zagrania w klasy. I od czasu do czasu sami oderwijmy się od smartfona, mając świadomość tego, że dzieci biorą z nas przykład. Tak naprawdę są naszym odbiciem :)