Dawno, dawno nie pisałam. I tym razem zupełnie nie z mojej woli. Od jakiegoś czasu dotykają mnie różne (nieszczęścia to za dużo powiedziane) przeciwności. Pod koniec ubiegłego roku zepsuł mi się samochód. Nie wiem, czy awaria była poważna, ale podejście mechanika było zupełnie niepoważne. Samochód przestał w trawie prawie pół roku. Ból tym większy, że drastycznie wzrosły opłaty związane z ubezpieczeniem. Płacić ponad tysiaka za stojący w trawie samochód do przyjemności nie należy. W końcu zmieniliśmy mechanika. Odstał jeszcze dwa miesiące w kolejce, ale jest progres... trafił już na kanał :)
Zdjęcie trochę pozowane, ale i tak się ucieszyłam.
Zaraz po samochodzie przyszła kolej na instalację wodno- kanalizacyjną. Właściwie nie ma się co dziwić, rury i odpływy mają prawie trzydzieści lat. I tak ze zdziwieniem zauważyłam, że w zlewozmywaku zatrzymuje mi się woda. Walczyłam domowymi i domorosłymi sposobami z zatkaną rurą prawie cztery miesiące, aż... rura powiedziała dość i zażądała speca! No to rozpoczęłam poszukiwania hydraulika. Oczywiście korzystając z mediów społecznościowych. Dostałam listę numerów do ewentualnych fachowców, ale żaden nie chciał ze mną gadać :) Ot, wakacje... Aż... może w poniedziałek uda mi się z jakimś umówić.
Trudno mi sobie przypomnieć co było następne? Zmywarka! Tak, zmywarka. Postanowiła używać tylko jednego programu eco. Zgłosiłam awarię i czekam... ponoć doczekam się dzisiaj miedzy 9:00 a 12:00. Koszt? To się okaże. Pomyślałam, że już gorzej być nie może, ale myliłam się :) Mąż wszedł do łazienki, porozglądał się i pyta: widziałaś, że wybrzuszyły nam się kafelki? I zobaczyłam...
Remont łazienki na razie nie wchodzi w rachubę, bo... w pokoju mam w tragicznym stanie podłogę. A wymiana podłogi na moich 36 m2 to niesamowite logistyczne przedsięwzięcie :) Ale i tak czekam, bo... Ot, wakacje!
W pracy razem z koleżanką postanowiłyśmy wykonać pewną prostą pracę, poukładać ławki dla uczestników imprezy... Nie były ciężkie, ale widać to nie był mój dzień! Pyknęło mi w plecach, a dokładnie w biodrze i... prześwietlenie, badanie, zastrzyki, zwolnienie lekarskie... udało mi się nawet zarejestrować do ortopedy już na sierpień!!! Pomyślałam, mam trochę wolnego, napiszę coś... Tylko, że ... połączenie z Internetem niemożliwe! Pierwsza moja myśl była taka, że pewnie psy podczas zabawy przerwały przewód. Na szczęście nie, ale brak Internetu stał się dla mnie jeszcze większą zagadką. Rachunki popłacone, więc... co?jak?dlaczego? No i wyjaśniło się :) Mąż dokonał cesji usług domowych na firmę. I nie wprowadził nowych kodów. A że od razu pojechał w trasę, zostałam bez Internetu. Odzyskałam go zaledwie wczoraj. Czy to koniec? Niestety nie. Odkąd mój samochód trafił na warsztat, jeżdżę takim zastępczym, starym, brzydkim, odrapanym i piszczącym, ale niezawodnym. Jadę więc tą moją cordusią i... zaczyna mi się żarzyć kontrolka akumulatora, nie mam ładowania, obroty 0. Otworzyłam maskę, popatrzyłam... paski całe, więc sama nie zdiagnozuję :) Jadę do jedynego znanego mi speca od prądu w samochodzie... a tam... urlop do 30 lipca. Och, los... No cóż, samochód potrzebny, trzeba coś za radzić. jadę więc do mechanika od mojego drugiego samochodu. Na szczęście awaria drobna i do usunięcia na miejscu... koszt 80 zł. Ale tu pojawia się mój mąż i sponsoruje naprawę :) Osiem dych to niewiele, tyle że ja jestem tuż przed wypłatą. Czy to wszystko? Niby tak... Wyprzedzając los skorzystałam z promocji i kupiłam nową lodówkę. W zasadzie lodówę! Mają mi ją dzisiaj dostarczyć. Boję się, że ludzie, którzy mi ją przywiozą i wniosą... znienawidzą mnie i mój adres i wciągną go na czarną listę adresów :) Bo powierzchnia i układ mojego mieszkania nie są dostosowane do współczesnych, dużych sprzętów...