Doczekałam się. Nadszedł czas wyjazdu na mój pierwszy obóz. Z zapakowanym do granic możliwości plecakiem zostałam odprowadzona na miejsce zbiórki. Trochę zaniepokoił mnie fakt, że koło autobusu zbierają się znacznie ode mnie starsi uczestnicy obozu. Pomyślałam, że rówieśników spotkam na miejscu. Opiekun odczytał listę obecności i ruszyliśmy w drogę. Po dotarciu na miejsce, do Siamoszyc, okazało się, że jestem jedynym 11 letnim uczestnikiem obozu dla harcerzy...starszych. W trakcie rekrutacji nastąpiła jakaś pomyłka i moja karta powędrowała nie tam, gdzie trzeba. Wyobraźcie sobie moje przerażenie. Wszędzie dookoła młodzież licealna i ja, jedna sierota z podstawówki. Naprawdę nie pamiętam rówieśników. Problem zaczął się już podczas przydziału do zastępów. Starzy bywalcy wiedzieli na czym polega obozowe życie i rywalizacja pomiędzy zastępami, więc nikt nie chciała słabego ogniwa w postaci małolaty. W końcu zostałam przydzielona (a może przyjęta?) do namiotu. Nie był to typowy namiot harcerski. Raczej taki bardziej turystyczny, dwuizbowy. W sypialni stały cztery piętrowe łóżka. Musiałam stoczyć swoją pierwszą walkę o łóżko na dole. Przy swoim 140 cm wzrostu miałabym ogromny problem ze ścieleniem. W końcu łóżka zostały rozdzielone i przystąpiłyśmy do zagospodarowania. Dziewczyny były nawet życzliwe, choć umiarkowanie. Nie miałam żadnych ulg z racji wieku i braku doświadczenia.
Pokazały mi jak należy ścielić łóżko, zrobiłyśmy wieszak na menażki, wybrały nazwę zastępu. Pamiętam do dziś: UFO BABY ! Następnie należało zrobić totem. Dzień minął bardzo szybko. Przyszedł wieczór, czas przygotowania do snu. I tu... zaczęło się :) Mój olbrzymi, zapakowany po brzegi plecak w swoim wnętrzu nie posiadał: pasty do zębów, szamponu do włosów, piżamy oraz... bielizny. Nie zapakowałam ani jednej pary majtek. Koszmar! Inne braki wyszły w trakcie pobytu. Nie miałam kurtki, kaloszy, klapek. Miałam za to całą górę zupełnie nieprzydatnych rzeczy :) Musiałam przetrwać cały tydzień, zanim rodzice dowieźli mi niezbędne części garderoby. A tak bardzo wstydziłam się przyznać, że zapomniałam je spakować. W późniejszym czasie, kiedy jeździłam na obozy jako kadra, miałam szczególne baczenie na maluchy. Wiedziałam, co przeżywają :)
Zajęcia odbywały się głównie w zastępach. Druhna drużynowa spędzała przeważnie czas na opalaniu. Nie angażowała się w pracę. Moja szkoła życia rozpoczęła się już dnia następnego. Staliśmy wszyscy na apelu i czekali na wyniki sprawdzania czystości. Bardzo się starałam w czasie ścielenia łóżka, ale okazało się, że jednak nie dość bardzo. Trzy dni z rzędu miałam na łóżku zrobione piloty. Nie zachwyciło to dziewczyn z zastępu, bo obniżałam im ocenę. Ale czwartego dnia...moje łóżko stało się przykładem dla innych. W ścieleniu doszłam do perfekcji. I zyskałam uznanie współtowarzyszek. Ale to nie koniec moich sukcesów. W któryś dzień przyjechali panowie/druhowie z LOK ( dla młodych tłumaczenie: Liga Obrony Kraju). Przywieźli ze sobą karabinki KBKS, granaty i inne akcesoria. Rozpoczęły się zawody. W rzucie granatem nie byłam najlepsza, ale w strzelaniu pokazałam talent i mistrzostwo. Osiągnęłam wynik jeden z najlepszych na całym zgrupowaniu obozów. Otrzymałam brązową odznakę OSO (odznaka sprawności obronnej) tylko dlatego, że ponoć na wyższy stopień byłam za młoda.
Za swoje obozowe osiągnięcia zostałam nagrodzona. 22 lipca (w PRL było to Narodowe Święto Odrodzenia Polski) pojechaliśmy całym obozem do Częstochowy. Tam, na placu pod pomnikiem ( nie mam pojęcia jakim) zebrało się kilka tysięcy harcerzy. Stojąc w szeregu, w upale, usłyszałam z głośnika, że wyczytują moje nazwisko. Z sercem w gardle, na miękkich jak wata nogach, wyszłam na środek placu. Zostałam wytypowana do złożenia Przyrzeczenia Harcerskiego na Sztandar Chorągwi Częstochowskiej, jako jedna z czterech osób. Był to dla mnie ogromny zaszczyt. Z Krzyżem Harcerskim na piersi wracałam do obozu w całkowitym milczeniu. Przyrzekałam wówczas:
"Przyrzekam całym życiem służyć Tobie, Ojczyzno, być wiernym sprawie socjalizmu, walczyć o pokój i szczęście ludzi, być posłusznym Prawu Harcerskiemu". Czasy się zmieniły. Wierność socjalizmowi już nie obowiązuje :) W każdym bądź razie przyrzeczenie było dla mnie niezwykłym przeżyciem.
Od obozu w Siamoszycach minęło już prawie 35 lat. Wiele się tam nauczyłam. Przede wszystkim jestem mistrzynią w pakowaniu plecaka :)