Październik tego roku jest wyjątkowo piękny. Promienie słońca przebijające się przez gałęzie drzew, deszcz kolorowych liści, ciepło... Idziemy z wnuczką przez park. Czterolatka zatrzymuje się i mówi: babciu... jak tu pięknie!!! Jest rzeczywiście cudownie.
Koniec października to też dyskusja nad wyższością katolickich świąt nad innymi, być może obcymi, ale popularnymi zwyczajami. Na portalach pojawiają się hasła, nawoływania do świętowania, czczenia, pamiętania...
Sama nie jestem religijna, ale bardzo lubię święto zmarłych. Ten dzień powoduje u mnie wyjątkowe wyciszenie i refleksję. Nad wszystkim. Życiem, śmiercią, przemijaniem...Wędruję po cmentarnych alejkach, odczytuję nazwiska, wspominam ludzi. Większość nazwisk jest mi znana. To specyfika małych miasteczek. O wielu osobach potrafię nawet coś powiedzieć. To ostatnie "osiedle" zrównuje wszystkich:dobrych-złych, wierzących-niewierzących, bogatych-biednych...Powoduje również refleksję nad życiem moich bliższych i dalszych krewnych. Tak się od paru lat składa, że spadła na mnie opieka nad grobami. A jest ich sporo. Zabieram więc potrzebny sprzęt i wyruszam. Nie wiem dlaczego, ale zawsze idę tą samą drogą. Zaczynam od prababci Adeli i babci Ziuty. Tę mogiłę porządkuję z przyjemnością. Babcie dały mi ogrom miłości i przywiązania. Wychowywały mnie jak umiały najlepiej. Zawsze opowiadam o tym, jak babcia Adela w czasie deszczu przynosiła mi do domu (drugie piętro w kamienicy) wiadro piasku i wysypywała w przedpokoju, żebym się nie nudziła i nie przeziębiła. Spełniała wszystkie moje zachcianki. A zimowymi wieczorami, kiedy czekałyśmy na powrót z pracy babci Ziuty, opowiadała mi różne historie ze swojego dzieciństwa. Tak bardzo żałuję, że byłam wtedy za mała, żeby je zapamiętać. Babcia Ziuta natomiast została babcią w wieku 42 lat, tak samo jak ja. Ale tak naprawdę zawsze wydawała mi się stara. Może dlatego, że dość szybko przeszła na rentę i utykała? Babcia była względem mnie bardzo zaborcza, ale kochała mnie nad życie. I bardzo chciała uchronić przed sytuacjami, które ją właśnie spotkały. Babcia Ziuta nie znosiła żółtego koloru. Kiedy ktoś na urodziny bądź imieniny przyniósł jej żółte kwiaty, była gotowa się obrazić. Wszyscy o tym wiedzieli, więc nie mam pojęcia dlaczego ciocia ciągle stawia na jej mogile żółte kwiaty?
Następny przystanek to grób mojej malutkiej siostrzyczki. Nigdy jej nie widziałam, urodziła się w piątym miesiącu i ponoć żyła tylko pół godziny. Czasami zastanawiam się, jakby to było, gdyby mama donosiła szczęśliwie tę ciążę? W tej chwili miałaby 37 lat. Następny w kolejności jest grobek moich dzieci. Traumatyczne przeżycia... W każdej ciąży miałam problemy z donoszeniem. Z Anią mi się nie udało. Urodziłam w piątym miesiącu, w ogromnych bólach i z zagrożeniem życia. Żyła króciutko, 15 minut. Ale będący wtedy przy mnie lekarz zachował się bardzo przyzwoicie. Zapytał czy chcę jej nadać imię i czy ma ją ochrzcić... W tym samym grobku pochowaliśmy jeszcze jedno nasze dziecko... bezimiennie. Kiedy doszło do poronienia, również w piątym miesiącu, lekarka, która była wtedy przy mnie nie była taka ludzka. W szpitalu w Ziębicach... obudziłam się z narkozy po czyszczeniu i zapytałam o płeć dziecka. Odpowiedziała, że się nie przyglądała, bo to nie dziecko tylko płód i w ogóle jeszcze nie można tego określić. A tak w ogóle to jest sobota i ona spieszy się po nocce do domu. Zawinęli to moje dzieciątko w ligninę i gdzieś tam upchali na balkonie. A potem co parę minut ktoś do mnie przychodził i pytał co zrobię z płodem... Pochowaliśmy bezimiennie w grobie Ani. Nie mam pojęcia czy miałam syna czy córkę? Na pewno miałam dziecko. Ja wiem, że ono tam spoczywa, bez względu na to, czy na nagrobku widnieje napis czy nie.
Następnego odwiedzam dziadka Antka. Wczoraj odkryłam, że dziadek żył tylko 65 lat. Ale od zawsze wydawał mi się stary. Z dziadkiem nie mam specjalnie miłych wspomnień z dzieciństwa. Pił dość intensywnie, zostawił babcię i poszedł szukać przygód z innymi kobietami. A babcia nigdy nie związała się z żadnym innym mężczyzną. Chociaż miała adoratorów. Ale była całe życie nieprzychylna mężczyznom. A dziadek, jak go młodsza pogoniła... wracał do babci, zwykle pijany, siadał na schodach i wołał: Dziunia! wpuść mnie! I takim właśnie go zapamiętałam. Zmarł w domu opieki, w którym niezwykłym zbiegiem okoliczności mieszkał w jednym pokoju z moim teściem, którego życie przebiegało bardzo podobnie.
Dochodzę do grobu wujka Ryśka... żył lat 41, krótko ale intensywnie. W swoim życiu doczekał trójki dzieci, trzech ślubnych żon i nieznaną liczbę kochanek. Tyle, że nie ma kto zaopiekować się jego mogiłą. Zmarł dokładnie w tym samym dniu, w którym moje bezimienne dziecko. Upadł na ulicy, w pobliżu mojego domu. Znalazł go i udzielał pomocy mój mąż. Niestety... nie udało się go uratować. Zawsze, kiedy pochylam się nad jego grobem, wygłaszam tyradę o żonach, dzieciach i kochankach... i o tym, że jego grób ciągle pozostaje pod moją opieką.
Wujek Janek... żył lat 39. Ten z kolei nie miał nadmiaru kobiet. Doczekał tylko jednego dziecka... syna, z którym absolutnie nie mam kontaktu. Pił. Nie da się ukryć. W młodości nawet chuliganił. Potem wyjechał na Górny Śląsk w poszukiwaniu lepszego życia. Chyba mu nie wyszło, bo wrócił i zamieszkał z babcia. W wieku 35 lat ciągle nie wiedział, co chce w życiu osiągnąć. Pewnego dnia przyszłam po pracy odwiedzić babcię. Babcia poprosiła, żebym obudziła Janka (nie wiedzieć czemu, byłam jego ulubienicą i tylko mi udawało się go do czegokolwiek przekonać). Poszłam do jego pokoju i znalazłam... był żółty, sztywny i zupełnie nieżywy. Zmarł w śnie. I jego mogiła pozostaje pod moją opieką. Pamiętam jak kiedyś wpadł na pomysł, żeby przynieść mi królika na obiad... oczywiście żywego :) Rozwiązałam tego królika i puściłam wolno w mieszkaniu. Po paru dniach chodził za mną jak pies. Walczył z psem o dominację. Kopał tylnymi nogami. A kiedy po paru dniach Janek zobaczył, że królik nie skończył w potrawce... zabrał go ode mnie i niestety... przerobił na potrawę. Nie jadłam, nie byłabym w stanie zjeść zwierzątko, z którym spędziłam parę dni.
Na końcu mojej wędrówki znajdują się groby cioci Hani i babci i dziadka Talarków. Tu mogę spokojnie usiąść i podumać. Mogiły są zadbane. Dla odmiany druga strona mojej rodziny, ta po mieczu, dba. Nie szuka przeszkód. I właśnie przy ich mogiłach zwykle spotykamy się większą, rodzinną grupą. Tak jak za życia babci i dziadka spotykaliśmy się w ich domu...
Bardzo lubię święto zmarłych, osobiste odwiedzanie grobów, palenie zniczy...
Dla tych, których nie mogę odwiedzić zapalam znicz pod krzyżem, nie na facebooku...