Obudziłam się dzisiaj z myślą, że czas powrócić do normalnego życia. Do planowania! Bez planowania nieustannie mam poczucie marnowanego czasu i bardzo mi to przeszkadza. W dniu śmierci mojej mamy miałam zaplanowany cały, leniwy dzień. Stało się inaczej. Już po porannej kawie, którą wypiłam w towarzystwie koleżanki świat się dla mnie zatrzymał... nigdy nie zapomnę porannego telefonu od mojej siostry.Wtedy doszłam do wniosku, że wszystkie plany można o kant dupy rozbić. Mama mi to udowodniła. Ale czas płynie, życie płynie, nadal chodzimy po tym świecie. Mama żyje w naszej pamięci, anegdotkach, fotografiach... Muszę w końcu pójść do maminego mieszkania, usiąść i być może zapłakać, ale muszę zakończyć ten etap. Muszę też podziękować wszystkim, którzy rozumieli mój stan i nie mówili, że będzie dobrze, a zwyczajnie mnie przytulili... Niedługo Święta Wielkiej Nocy... pierwsze bez mamy. Chciałabym uniknąć jednego, tego, co stało się po śmierci mojej teściowej. Dopóki żyła babcia Teresa, całą ogromną rodziną spotykaliśmy się podczas różnych rodzinnych uroczystości, a po jej śmierci każda gałązka naszej rodziny zaczęła żyć swoim życiem. Brakło nam pnia, który nas łączył. Jestem sporo starsza od mojego rodzeństwa i to do mnie należy zadanie, żeby utrzymać wszystkich razem. Przynajmniej od czasu do czasu. A stan liczbowy? Nie wiem czy tak jest w każdej rodzinie, ale w mojej... w roku, w którym zmarła babcia Teresa urodziła się moja wnuczka Natalka... w roku, w którym zmarła babcia Halina przyjdzie na świat mój wnuk... Czyżby babcie robiły miejsce nowemu pokoleniu?
Tak, to jest mój ostatni smutny post. W następnym powrócę do wspomnień, w których mama i tak zajmuje sporo miejsca :)