Powoli zbliżam się w swoich wspomnieniach do chwili, kiedy powróciłam do Ząbkowic. Nie było to łatwe. W mojej rodzinie zaczęło się dziać źle. Nawet bardzo źle. Moja mama była rozdarta. Nie potrafiła podjąć decyzji. Podjęłam ją samodzielnie. Postawiłam ją przed wyborem: albo wracam do babci i będzie wiedziała, gdzie jestem... albo uciekam z domu. W stanie wojennym możliwość podróżowania z województwa do województwa była ograniczona. Na przeprowadzkę musiałam dostać zezwolenie od właściwych urzędów. Ale zanim to nastąpiło, w szkole miało miejsce pewne wydarzenie.
W zasadzie dobrze sobie radziłam z nauką. Ale w szóstej klasie zmieniła się nauczycielka matematyki. Kobieta była trochę dziwna. Miała w klasie swoich pupilków, którzy niekoniecznie pupilkami chcieli być. W naszej klasie nie było podziałów na lepszych i gorszych, biednych i bogatych, wpływowych i tych mniej zaradnych. A owa pani próbowała wprowadzać podziały. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jestem pomidorówką i nie wszyscy muszą mnie lubić, ale matematyca ewidentnie mnie nie znosiła. Nawet stając na głowie, nie byłam w stanie spełnić jej oczekiwań. Każda wizyta przy tablicy kończyła się dla mnie marną oceną. W pewnym momencie całkowicie się zniechęciłam i przestałam się starać. Jeżeli chodzi o szkolne osiągnięcia, musiałam zdawać ojczymowi sprawozdania :) A matma leżała. O dziwo, nie wyciągnął żadnych względem mnie konsekwencji, przepytał mnie z materiału i ... nie mógł się do niczego przyczepić. Przez moment pomyślałam, że rodzice pójdą do szkoły wyjaśnić sprawę. O naiwności. Teraz myślę, że rozmowa z ojczymem, to była najlepsza i najważniejsza lekcja, jaką dostałam. Powiedział tylko tyle: Jeśli jesteś pewna swojej wiedzy, to walcz. Sama, bo to o twoje życie chodzi, a nie o nasze.
I zawalczyłam. Kiedy matematyca wystawiła nam oceny semestralne i okazało się, że dostałam dwóję, zapoznałam się szczegółowo z regulaminem szkoły. Skorzystałam z przysługującego mi prawa i wystąpiłam o egzamin komisyjny. Dyrektor chciał mnie od niego odwieść, tłumaczył, że w drugim półroczu poprawię ocenę. Byłam nieugięta :) Co prawda nie zdawałam oficjalnego egzaminu komisyjnego, ale u dyrektora zebrało się trzech matematyków, którzy przepytali mnie z całego materiału. Chyba się zdziwili, że ze swoją wiedzą mam ocenę niedostateczną. Co osiągnęłam? Otóż matematyca musiała poprawić moją ocenę na... trójkę :) Mój powrót do Ząbkowic był już pewny, więc nie obawiałam się żadnych nieprzyjemności ze strony tej pani.
Jeszcze przed feriami pożegnałam się z koleżankami i kolegami, spakowałam swoje rzeczy i ... rozpoczęłam kolejny etap swojej edukacji. Już w moich ukochanych Ząbkowicach :)
W zasadzie dobrze sobie radziłam z nauką. Ale w szóstej klasie zmieniła się nauczycielka matematyki. Kobieta była trochę dziwna. Miała w klasie swoich pupilków, którzy niekoniecznie pupilkami chcieli być. W naszej klasie nie było podziałów na lepszych i gorszych, biednych i bogatych, wpływowych i tych mniej zaradnych. A owa pani próbowała wprowadzać podziały. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jestem pomidorówką i nie wszyscy muszą mnie lubić, ale matematyca ewidentnie mnie nie znosiła. Nawet stając na głowie, nie byłam w stanie spełnić jej oczekiwań. Każda wizyta przy tablicy kończyła się dla mnie marną oceną. W pewnym momencie całkowicie się zniechęciłam i przestałam się starać. Jeżeli chodzi o szkolne osiągnięcia, musiałam zdawać ojczymowi sprawozdania :) A matma leżała. O dziwo, nie wyciągnął żadnych względem mnie konsekwencji, przepytał mnie z materiału i ... nie mógł się do niczego przyczepić. Przez moment pomyślałam, że rodzice pójdą do szkoły wyjaśnić sprawę. O naiwności. Teraz myślę, że rozmowa z ojczymem, to była najlepsza i najważniejsza lekcja, jaką dostałam. Powiedział tylko tyle: Jeśli jesteś pewna swojej wiedzy, to walcz. Sama, bo to o twoje życie chodzi, a nie o nasze.
I zawalczyłam. Kiedy matematyca wystawiła nam oceny semestralne i okazało się, że dostałam dwóję, zapoznałam się szczegółowo z regulaminem szkoły. Skorzystałam z przysługującego mi prawa i wystąpiłam o egzamin komisyjny. Dyrektor chciał mnie od niego odwieść, tłumaczył, że w drugim półroczu poprawię ocenę. Byłam nieugięta :) Co prawda nie zdawałam oficjalnego egzaminu komisyjnego, ale u dyrektora zebrało się trzech matematyków, którzy przepytali mnie z całego materiału. Chyba się zdziwili, że ze swoją wiedzą mam ocenę niedostateczną. Co osiągnęłam? Otóż matematyca musiała poprawić moją ocenę na... trójkę :) Mój powrót do Ząbkowic był już pewny, więc nie obawiałam się żadnych nieprzyjemności ze strony tej pani.
Jeszcze przed feriami pożegnałam się z koleżankami i kolegami, spakowałam swoje rzeczy i ... rozpoczęłam kolejny etap swojej edukacji. Już w moich ukochanych Ząbkowicach :)