Miesiąc zbliża się do końca, a statystyka mojego bloga informuje, że miałam jedynie 600 wyświetleń :) Tyle, że już dawno doszłam do wniosku, że z pisania to ja się nie utrzymam. Totalny brak systematyczności i konsekwencji. Ale na szczęście, przynajmniej na razie mam satysfakcjonującą mnie pracę. Nie wiem na jak długo, bo i do mnie w najbliższym czasie dotrze "dobra zmiana" i być może będę zmuszona do poszukiwań innego zatrudnienia. Cóż... życie. A na razie carpen diem!!!
Pobyt mojego chłopaka w Czechosłowacji odrobinę się przedłużył i w związku z tym przekroczył wymiar należnego urlopu :) Dostałam rozpaczliwy list, żeby coś załatwić. Niestety, nie udało mi się nic z działać i ... ojciec mojego dziecka został dyscyplinarnie zwolniony z pracy za nie stawienie się na czas na stanowisku. Początki naszego wspólnego życia były skomplikowane, ale niezwykle barwne. Tak się złożyło, że bezrobotnym był zaledwie parę dni, bo zaraz rozpoczął pracę w nowo otwartym sklepie samoobsługowym, czyli w naszej słynnej pierzei :) Myślałby kto, że skończyły się nasze problemy. W międzyczasie poinformowaliśmy moją babcię, że zamierzamy się pobrać. Myślałam, że się ucieszy, a w nią jakby coś wstąpiło! Babcia była w stosunku do mnie bardzo zaborcza, a że życie i małżeństwo dość mocno ją doświadczyło, stała się przeciwniczką wszystkich mężczyzn. Czasami zastanawiam się, jak mój wujek Józek to przetrwał i pozostał z ciocią czterdzieści lat? Bo jego babcia też nie oszczędzała.
Na początku nie zdawałam sobie sprawy z jej poczynań. Po kilka razy dziennie brała swoją siateczkę i chodziła do sklepu. A tam, zamiast zakupów, prowadziła obserwację mojego przyszłego męża. A to się do kogoś uśmiechnął, a to dotknął koleżanki, na pewno kochanki itp. Najgorsze jest to, że zaczęła robić awantury, często bogu ducha winnym dziewczynom. W pewnym momencie stało się to nie do zniesienia i dodatkowo pogłębiało moją depresję. A wszystko ponoć miało być dla mojego dobra.
Co było począć? Zaciskaliśmy zęby i próbowali jakoś funkcjonować.
Z drugiej strony babcia potrafiła przeznaczyć całą swoją rentę na zakup niezbędnych dla dziecka rzeczy. Niezwykle trudno się z nią żyło :)
Teraz ją rozumiem, ale musiało minąć wiele lat. Sama zostawiona przez męża dla młodszej kobiety, zdominowana przez własną matkę, która nieustannie ingerowała w jej życie, nigdy nie znalazła (nawet nie szukała) prawdziwej miłości. Chciała mnie mieć na wyłączność. Wcześniej to samo robiła z moimi rodzicami. Nieustannie ich przekonywała, że zajmie się mną lepiej niż oni, a oni jako młodzi ludzie niech korzystają z życia. I spowodowała, że moje relacje z rodzicami znacznie się osłabiły. kiedy postanowili, że zamieszkam z nimi, a do tego wyjedziemy z Ząbkowic, był to dla mnie ogromny stres i nieszczęście. Cierpiałam i tęskniłam. Tak... babcia nie powinna dziecku zastępować rodziców, chyba, że po ich śmierci.
Gdyby ktoś pomyślał, że nasze perypetie z babcią polegały tylko na śledzeniu, to się bardzo myli... Ale o tym w następnym wpisie :)