Czas już powrócić z Wojnowa. Zostało mi jeszcze jedno zabawne wspomnienie. Koniecznie muszę je przytoczyć. Kto jeździł do Wojnowa wie, że na tym obozie nigdy nie brakowało jedzenia. Syte posiłki to była wojnowska tradycja. Ale młodzi ludzie czasami mają żołądki bez dna. Tak też któregoś wieczoru (późnego wieczoru) w parę osób poczuliśmy głód. W pierwszej kolejności przejrzeliśmy plecaki w poszukiwaniu jakichkolwiek zapasów. Wynik poszukiwań wypadł mizernie: jedna zapomniana konserwa rybna, do której nie mogliśmy się dostać bez otwieracza i parę suchych ciastek. A że głód nas rozbudził, postanowiliśmy spędzić wieczór poza namiotem. Przed naszym obozem stał zaparkowany samochód ciężarowy, którym woziło się sprzęt. Było to wyśmienite miejsce do wieczornych i nocnych spotkań. Usiedliśmy pod samochodem i po prostu rozmawiali. Jednemu z kolegów głód jednak ciągle dokuczał, więc postanowił powęszyć w kuchni. I w pewnym momencie wrócił do nas razem z garnkiem... pełnym bigosu. To był najpyszniejszy bigos w naszym życiu. Siedzieliśmy pod samochodem i jedli z jednego garnka zimny bigos :) W pewnym momencie podszedł do nas wartownik i zapytał co robimy? Udaliśmy, że mamy podwójną randkę :) A kiedy odszedł kontynuowaliśmy konsumpcję. W końcu najedzeni do syta odnieśliśmy garnek z mocno naruszoną zawartością do kuchni, a sami kontynuowaliśmy tak mile rozpoczęty wieczór. W pewnym momencie na obozie zaczął się jakiś ruch. To kadra wybierała się na jakąś potańcówkę. Panie kucharki zatrzymały się przy kuchni. Kiedy sięgnęły po garnek... rozległ się krzyk przywołujący wartownika. Waaaaaartowniiiiiiiiiiik!!! Kto zjadł nasz bigos??? To tam był bigos? A ja taki głodny :( Tak, kadra pojechała na potańcówkę z mocno naruszonymi zapasami, a wartownik nie mógł nam wybaczyć tego, że nie podzieliliśmy się znaleziskiem. Po pewnym czasie do naszej miejscówki zaczęli dołączać inni, którzy zostali obudzeni krzykami kucharek. A w pewnym momencie okazało się, że na przyczepie znajdują się prawie wszyscy. W namiocie pozostali tylko najmłodsi. To była jedna z ostatnich obozowych nocy. Cudowna, ciepła, pod gwiazdami. Przenieśliśmy na przyczepę materace i śpiwory oraz gitarę... i tak śpiewając cichutko romantyczne, obozowe piosenki pożegnaliśmy się z Wojnowem. Ja w zasadzie na zawsze, bo to był mój ostatni obóz, na którym byłam uczestnikiem. Każdy następny, to już praca kadrowa i ogromna odpowiedzialność.
Wojnowo... znacznie później