Zanim opowiem o wakacjach po szóstej klasie, muszę wspomnieć pewne zdarzenie z początku semestru. Gdy tylko zaadaptowałam się w nowej szkole, zaczęłam dostawać tajemnicze liściki. Oczywiście byłam ciekawa, kto jest nadawcą. Po pewnym czasie listy zaczęły mi dostarczać koleżanki nadawcy. Były podpisane imieniem Andrzej. Szybko się zorientowałam, że tajemniczy Andrzej chodzi do czwartej klasy. Pozwoliłam sobie przy nadarzającej się okazji zerknąć do dziennika czwartej klasy. I co się okazało? Tajemniczy Andrzejek nie był Andrzejkiem, tylko... Marzeną. Kiedy tylko rozszyfrowałam zagadkę, podjęłam wraz z koleżankami tę grę. Przez jakiś czas mnie to bawiło, ale w końcu się znudziło. A wtedy zapoznałam się z Marzeną oficjalnie i zaproponowałam koleżeństwo bez tych podchodów :)
I w końcu nadeszły wakacje. Nie pamiętam jakim sposobem załapałam się na tygodniowy turnus NAL ( nieobozowej akcji letniej) w Srebrnej Górze. Mało, że sama pojechałam, to jeszcze namówiłam do wyjazdu Mariolę i parę innych koleżanek z czwórki. Pojechała również Marzena. Komendantem obozu został Janusz Wójcik a oboźnym Piotr Tracz. I to była cała kadra. Obóz składał się z czterech czy pięciu namiotów, czyli około 30 osób. Był tak fajny, że z Mariolą, Beatą i Marzeną postanowiłyśmy pojechać jeszcze na trzeci turnus. Na ten trzeci turnus pojechałyśmy już jako wielkie znawczynie obozowego życia. Zamieszkałyśmy razem w namiocie i zaczęły zabawę w Marzena to Andrzej. Na pytanie dlaczego chłopak mieszka z nami w namiocie miałyśmy gotową odpowiedź: jest strasznie nieposłuszny i tato ( Janusz Wójcik) za karę umieścił go w naszym namiocie. A Marzena świetnie odgrywała swoją rolę, rozkochując w sobie małolaty.
Z tym właśnie obozem związana jest pewna anegdota. Jak na porządny harcerski obóz przystało, pełniliśmy nocne warty. Pewnej nocy stałam na warcie z Beatą. Kiedy przyszedł czas na zmianę warty, Beata poszła budzić Mariolę. Nie dała rady przywrócić ją do przytomności. Poszłam więc ja. Ale niestety moje wysiłki również nie przyniosły rezultatu. Zrezygnowane, postanowiłyśmy postać jeszcze dwie, przysługujące Marioli, godziny. Kiedy już miałyśmy wyjść z namiotu, Mariola zerwała się z łóżka i krzyknęła: Dziewczyny! widziałyście to??? - Co?- odpowiedziałyśmy chórem . Na to Mariola już spokojnie rzekła: Gówno... czerwone z białym.- I znowu zaległa na łóżku smacznie pochrapując.
Rano oczywiście niczego nie pamiętała i pewnie po dziś dzień jest przekonana, że z tą historią ją wkręcamy. Ale z ręką na sercu... jest to najprawdziwsza prawda.
Jeżeli chodzi o Marzenę, to wyszła za mąż, urodziła dwóch synów i... chyba chcąc oszukać naturę unieszczęśliwiła i siebie, i męża. Natury nie oszukasz. W tej chwili mieszka gdzieś w Europie ze swoją partnerką i mam nadzieję, że jest szczęśliwa. Czego jej z całego serca życzę. A Mariola, Beata i wiele, wiele innych osób jeszcze nie raz pojawią się w moich wspomnieniach.
Na dole, od lewej: Marzena i ja :)