środa, 31 stycznia 2018

Ostatnio spadło na mnie zbyt dużo. Potrzebowałam chwili wytchnienia, zresetowania umysłu. Zupełny przypadek zdecydował, że pojechałam nad morze. Towarzyszyłam po prostu mężowi w trasie. Dwa i pół dnia bez telefonu, internetu i innych komunikatorów. Dwa i pół dnia przemyśleń i prób poukładania sobie wszystkich spraw i myśli. Wszystko jest takie świeże i bolesne...
Mam prawie pięćdziesiąt lat i od ponad trzydziestu nie mieszkałam z mamą. W zasadzie przez całe moje życie mieszkałam z mamą bardzo krótko. Inaczej niż moja młodsza siostra. Kiedy wielokrotnie rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, również o śmierci, wydawało mi się, że podejdę do faktu rozsądnie. W końcu nie byłyśmy ze sobą nierozłączne. Życie pokazało, że wszystko wygląda inaczej. Że przywiązanie nie polega na tym, że spędzamy ze sobą nieustannie czas i wszystko robimy razem. Życie składa się z drobiazgów. Z porannych telefonów z życzeniami urodzinowymi, albo takimi bez konkretnego celu. Ot, co tam u was słychać? Albo: przyniosłam ci pierogi, ale ciebie nie było więc zostawiłam ci w lodówce. Albo spotkanie w przelocie na mieście: lecę do Ewelinki, bo ma coś do załatwienia i muszę zostać z dziećmi... Takie zwykłe rzeczy, które już nigdy się nie wydarzą...
To jak mama była nam potrzebna wyszło już tydzień po pogrzebie, kiedy rozchorował się jeden z synów mojej siostry i musiała pójść z nim do szpitala. Zostałam z dwójką pozostałych dzieci w domu, bo akurat nie pracowałam. A gdybym musiała iść do pracy? Na szczęście znalazłyśmy pomoc u sąsiadki i przyjaciółki mamy, które nam bardzo pomogły. 
Nigdy w życiu nie wylałam tylu łez, co po śmierci mamy... nawet kiedy traciłam w wyniku poronienia swoje nienarodzone dzieci. Moja mama nie byłą ideałem, ale któż nim jest? Żeby sobie ulżyć i pogodzić się z sytuacją, próbowałam przypominać sobie jakieś złe rzeczy, które w swoim życiu zrobiła. Ale wszystkie te chwile w dziwny sposób przeobraziły się w zabawne anegdoty z przeszłości. Bo przeszłości nie da się zmienić, a ja posiadłam umiejętność wyciągania wniosków.
Śmierć jest rzeczą naturalną, ale tak niespodziewana i nagła jest bardzo bolesna. Miałyśmy jeszcze wiele planów... 67 lat to stanowczo za wcześnie...
Myślałam, że ten wyjazd spowoduje, że zamknę już etap rozpaczy i żalu. Niestety, jeszcze jest za wcześnie, jeszcze nie mogę się z tym pogodzić, jeszcze łzy płyną...

sobota, 13 stycznia 2018

Nie mogę spać... Ale to chyba naturalne. Sobota 13 stycznia... Ostatnio miałam wiele zajęć, więc postanowiłam spędzić sobotę leniwie. Rozpoczęłam od leniwej, porannej kawy, a potem zadzwonił telefon... Moja mama wybrała sobie właśnie ten dzień, aby wybrać się w podróż... do krainy życia wiecznego, do lepszego świata prawdopodobnie bez trosk, bólu, cierpienia... Tak szybko i bez żadnego uprzedzenia. Śmierć jest zjawiskiem naturalnym, rodzimy się, żyjemy, umieramy... Ja to wszystko wiem, ale... sama nie wiem co czuję, żal? smutek? wściekłość? Wszystko po trochu. Zaledwie tydzień temu posprzeczałyśmy się z błahego powodu. Totalna niezgodność charakterów. Ale miałyśmy jeszcze plany...Komunia wnuka, ślub wnuczki... czy chociażby przedszkolny występ prawnuczki na Dzień Babci... I co? 67 lat to stanowczo za szybko...
Kto znał moją mamę wie, że nie była aniołem. Miała swoje wady. Ale kto ich nie ma? W głębi serca była dobrym człowiekiem. Może nie z wszystkim sobie radziła, miała słabości, ale bardzo kochała swoje wnuki. I nagle... straciła chęć do życia? Zlekceważyła objawy? Umarła tak jak chciała, szybko, żeby nie być dla nikogo ciężarem. Zawsze powtarzała, że nie wyobraża sobie leżenia w łóżku, długiego chorowania i wymagania opieki. Widać została wysłuchana... A my? Musimy sobie poradzić z tą stratą i żyć dalej. 
Ksiądz Tischner słusznie napisał, żebyśmy śpieszyli kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą. Za szybko... Stanowczo za szybko. Tyle jeszcze zostało niewypowiedzianych słów, nie wykonanych gestów... Irytowałam się gdy kazała mi się meldować w trakcie podróży czy szczęśliwie dojechałam, każdy telefon czy spotkanie kończyła słowami: kocham cię, kocham was...Robiła kanapki nawet w najkrótszą podróż, a teraz... Dopiero teraz odczujemy, jak nam tego będzie brakowało.
Żegnaj Mamusiu... znajdziesz tam pewnie sporo swoich koleżanek. Może nawet zorganizujecie sobie jakąś powitalną imprezkę? A my kiedyś do ciebie dołączymy... I przepraszam, że płaczę, ale w tej chwili tego potrzebuję...
Ileż było zabawy w Wigilię, kiedy robiłaś nam świąteczne zdjęcia. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że to zrobione przez Sylwię będzie naszym ostatnim wspólnym zdjęciem. Nie tak miał się zacząć ten Nowy Rok, nie tak...

środa, 3 stycznia 2018

3 stycznia 2018 roku. Od czego zacząć, od planów i postanowień na ten rok czy może od podsumowania starego?
2017 był rokiem pełnym wyzwań, którym w większości sprostałam. Rozpoczął się zupełnie tak samo, czyli od braku pracy :) Ale jakoś nam się udawało. Postanowiłam podszkolić się w niemieckim i... rozpoczęłam kurs. Potem, głodna wiedzy podjęłam studia na WSB i nawet nieźle mi idzie. Mam na swoim koncie również parę sukcesów: zmotywowałam parę osób do biegania i wzięcia udziału w Ząbkowickiej Dyszce, parę osób namówiłam i zmotywowałam do podjęcia nauki, parę do działalności dobroczynnej... Tak, to był dobry rok. Mój mąż pokonał strach przed dentystą i wyleczył wszystkie zęby. Jestem z niego ogromnie dumna. I z tego, że pobiegł 10 km też. Moja starsza córka podjęła wyzwanie i razem ze swoim partnerem planują założenie rodziny, Mam nadzieję, że im się uda, bo może to górnolotne stwierdzenie, ale myślę, że oni się kochają. Młodsza córka rozpoczęła intensywne treningi. Czasami jestem zła, że ciągle nie ma jej w domu, ale jestem dumna z jej konsekwencji. Moja siostra bohatersko przeszła przez chorobę, a mój brat ogólnie dobrze sobie radzi i też jestem z niego dumna. ZGK wyremontowało mi podłogę i pomimo tego, że remont stał się stałym elementem mojego domu to jestem z tej podłogi bardzo zadowolona :)
A co będzie w nowym roku? Parę rzeczy chciałabym zmienić...
Niedługo skończę 49 lat i pomyślałam, że jestem już za stara na prace sezonowe i wolontariat. Muszę w końcu pomyśleć o sobie. Trochę egoizmu na pewno mi się przyda. Tak, takie właśnie stawiam sobie wyzwanie. Znaleźć stałą pracę! Swoją dotychczasową uwielbiam, ale nie daje mi ona poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. A to, co powoduje u mnie frustrację, to właśnie brak pracy. Pozostawanie na utrzymaniu bliskich. Co jeszcze mogę postanowić? Może uda mi się trochę więcej biegać? I chciałabym spędzać więcej czasu na górskich wędrówkach. Mam nadzieję, że w 2018 roku uda mi się trochę powędrować. Chociażby tylko po moich ukochanych Sudetach. Choć moim wielkim marzeniem są Bieszczady...
Tak... nie ma co stawiać sobie zbyt wygórowanych wyzwań. W zasadzie wystarczy postarać się być dobrym człowiekiem i żyć w zgodzie z samym sobą.