Kiedy przychodzi wiosna, a później lato, szkoda mi czasu na pisanie. Wtedy marzę o wynalazku, który automatycznie spisywałby moje myśli :) Wiosna oczywiście sprawia, że wspomnienia pchają się ze wszystkich stron. To czas miłosnych uniesień, ale i rozczarowań, które nieodłącznie towarzyszyły mi w młodości. Szkoła szkołą, ale przecież miałam już wtedy chłopaka. Tak do końca to nawet nie potrafiłam określić łączących nas relacji. Parą zostaliśmy już pod koniec wakacji w 1984 roku. Zaraz po tym zostałam uczennicą Zespołu Szkół Budowlanych. No, a mój chłopak był uczniem Zespołu Szkół Mechanicznych. Pierwszy nasz antagonizm: która ze szkół jest lepsza? Oczywiście nie mogliśmy dojść do porozumienia. Ale zgodni byliśmy co to zdania o LO :)
Kiedy teraz rozmyślam o naszych relacjach, dochodzę do wniosku, że piętnastoletnia dziewczyna i dwudziestoletni chłopak żyją w zupełnie innych światach. Mieliśmy zupełnie inne potrzeby, poglądy i oczekiwania. Tak więc nasz związek był niezwykle burzliwy. Składał się przede wszystkim z rozstań i powrotów. Dodatkowo miałam pod górkę w relacjach z mamą. Zachowywała się jak pies spuszczony z łańcucha. Rozsądek w jej postępowaniu to była ostatnia rzecz, której należało się spodziewać. Gnębiło mnie to niezwykle. Zwłaszcza jej niefrasobliwość w opiece nad dziećmi. Mariusz miał pięć lat, Ewelina zbliżała się do roczku. Gdybyśmy byli dziećmi dzisiaj, to nie obyłoby się bez kuratora, albo nawet jakiegoś bidula. Mama bez żadnych ustaleń scedowała opiekę nad dziećmi na babcię. Bo skoro zajmuje się dziećmi cioci, to dlaczego nie jej? Tylko, że ciocia i wujek na noc wracali do domu, a mama... pracowała w systemie tydzień na tydzień. Czyli: tydzień w pracy do późnej nocy i tydzień na hulankach. Miała paskudne, alkoholowe towarzystwo. Babcia często zaprowadzała dzieci do pracy i tam zostawiała. Miała nadzieję, że czegoś ją to nauczy. No niestety. Bywało tak, że brałam dzieci pod swoją opiekę. Mariusz był przesympatycznym dzieciakiem i zwykle sam potrafił się sobą zająć. Czasami miał niesamowite pomysły, które tylko cudem nie zakończyły się tragedią. Ewelinka natomiast była bardzo chorowita. Często wymagała pomocy lekarskiej i zastrzyków. Kiedy przyjeżdżała pielęgniarka, bez przerwy kłamałam, że mama jest w pracy i dlatego ja towarzyszę siostrze. Wszyscy i tak wiedzieli co się dzieje, tylko nikt nie reagował, bo w sprawy rodzinne nikt się nie wtrącał. A może był to błąd? Może mamie była potrzebna terapia wstrząsowa? Groźba zabrania dzieci?
W pewnym momencie do szkoły przedostała się plotka, że jestem samotną, młodocianą matką. Parę osób widziało mnie z wózkiem i dorobiono sobie historię. Zostałam wezwana do szkolnego pedagoga, żeby wyjaśnić sytuację.
Równolegle to problemów rodzinnych kulała moja miłość :)
Pewnego razu, gdzieś tak w październiku organizowaliśmy w szkole dyskotekę. Często organizowaliśmy biletowane dyskoteki, żeby zdobyć pieniądze na działalność samorządu. Wtedy nikt nie zwracała uwagi na podatki, vaty, fiskalizację :) A nasze dyskoteki organizowane w auli cieszyły się powodzeniem. Sprzedawałam na dole bilety, kiedy stanął przede mną mój chłopak z... jakąś dziewczyną. Bez słów, bez najprostszego przywitania poprosił o dwa bilety i poszli na górę, trzymając się za ręce. A mnie... po pierwsze poczułam jakby mi ktoś wbił nóż w serce, a zaraz potem trafił mnie szlag. Sama nie wiem czy z powodu rozczarowania czy poczucia, że zrobiono ze mnie idiotkę. Przy sprzedaży biletów zastąpił mnie kolega, a ja pobiegłam do auli obcykać sytuację. Interesująca mnie para siedziała na krzesełkach pod ścianą. To znaczy on siedział na krześle, a ona siedziała mu na kolanach. Nie tańczyli. Dziewczyna tęsknie wodziła wzrokiem po parkiecie. Pewnie miała ochotę potańczyć, ale jej partner nie należał do miłośników tej aktywności. Zwykle chodził na dyskoteki, żeby posłuchać muzyki. Za to ja zaczęłam na tymże parkiecie królować. Byłam w szkole lubiana, łatwo nawiązywała kumpelskie relacje z chłopakami. Niektórzy zorientowali się w sytuacji i pośpieszyli mi z pomocą. W obronie mojej czci i honoru! Tak więc, trochę potańczyliśmy, trochę się po obściskiwali, a nawet pocałowali :) W pewnym momencie zauważyłam kątem oka, że mój chłopak wychodzi ze swoją partnerką. No to się dziewczyna pobawiła :) Z drugiej strony nie mogłam pojąć, jak można przyjść na dyskotekę do swojej dziewczyny w towarzystwie innej. I do tego nie zamienić nawet słowa, poza poproszeniem o dwa bilety. Było mi bardzo przykro. Natychmiast spisałam ten związek na straty. W sumie jeszcze nie była tak bardzo zaangażowana.
Kiedy wracałam do domu po skończonej dyskotece, czekał na mnie pod domem. Po co? Wytłumaczyłam spokojnie, że nie odpowiada mi rola zabawki, czy którejś tam z kolei dziewczyny. Że nie pasujemy do siebie, mamy inne potrzeby, inne rzeczy nas cieszą itp. itd. Nie dawał za wygraną. Ciągle przychodził. W końcu mieszkaliśmy po sąsiedzku. Któregoś dnia poprosiłam Monikę, żeby powiedziała, że mnie nie ma w domu. No i usłyszałam jak mówi: ona kazała ci powiedzieć, że jej nie ma w domu :) I tak przyszedł. Przychodził codziennie, aż do następnego razu :)