Od ostatniego wpisu tak dużo się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć? Wypada chyba od tych strasznych wydarzeń z Gdańska, gdzie zginął człowiek, mąż, ojciec, syn, przyjaciel i polityk. Daleka jestem od oceniania i szukania winnych. Poczułam ogromny smutek, choć nie znałam człowieka osobiście. Następne tygodnie minęły nie wiadomo kiedy. W niedzielę zdałam egzaminy
i zakończyłam kolejny semestr studiów. W tym gorącym czasie, pełnym historycznych zdarzeń zagubił się gdzieś dzień urodzin mojej córki. Zeszłe urodziny odbywały się w atmosferze smutku po śmierci babci, tegoroczne utonęły w nadmiarze politycznych i nie tylko wydarzeń... Ale jak tak pomyśleć, to wszystkim urodzinom Sylwii towarzyszą niezwykłe okoliczności, począwszy od dnia narodzin...
i zakończyłam kolejny semestr studiów. W tym gorącym czasie, pełnym historycznych zdarzeń zagubił się gdzieś dzień urodzin mojej córki. Zeszłe urodziny odbywały się w atmosferze smutku po śmierci babci, tegoroczne utonęły w nadmiarze politycznych i nie tylko wydarzeń... Ale jak tak pomyśleć, to wszystkim urodzinom Sylwii towarzyszą niezwykłe okoliczności, począwszy od dnia narodzin...
Jakby to było wczoraj...
Moja młodsza córka zawsze miała do nas pretensje, że jej dzieciństwo nie ma obfitej dokumentacji fotograficznej, tak jak dzieciństwo jej starszej siostry. "Pewnie jestem adoptowana". Śmiejemy się
z tego, ale czasami popadam w zadumę i rozmyślam o tym czasie. Co prawda urodziła się jako drugie dziecko, ale była to już moja czwarta ciąża. Pierwsza zakończyła się sukcesem i narodzinami Amelki. Potem było wczesne poronienie z niewiadomych przyczyn. Lekarz twierdził, że takie rzeczy się zdarzają. Ok, staramy się dalej. Zaszłam w trzecią ciążę. Początek był udany, ale w piątym miesiącu zaczęły się problemy. Niestety, moja druga córka urodziła się stanowczo za wcześnie i nie udało się uratować małego życia. Zmarła po piętnastu minutach. Stało się to w dniu, w którym moja klasa maturalna bawiła się na studniówce. Byłam załamana. Lekarz przekonał mnie, żebym nie czekała
z zajściem w ciążę, a on ze wszystkich sił postara się doprowadzić ją do szczęśliwego zakończenia. Tak też się stało. Zaszłam w ciążę i od pierwszych tygodni byłam pod ścisłą opieką lekarza. Pierwszy raz wylądowałam w szpitalu zaledwie w czwartym tygodniu. Potem regularnie lekarz kładł mnie na krótkie, tygodniowe obserwacje. Zamiast czuć radość ze swojego błogosławionego stanu, czułam permanentny niepokój. Dziewięć miesięcy strachu. W piątym miesiącu (październik) wylądowałam w szpitalu już na stałe. I tak prawie do samego rozwiązania. Najtrudniej było w okresie świąt
i sylwestra, bo zostać samemu na całym oddziale nie należy do przyjemności. A co w tym czasie działo się z moim starszym dzieckiem? Było pozbawione mojej opieki. Tatuś musiał prosić o pomoc babcie, ciocie, przyjaciół i znajomych. Nie było to łatwe. Ale moje dziecko jakoś się nie skarżyło. Opuściłam ją już drugi raz. Pierwszy, kiedy zaraz po porodzie zachorowałam na żółtaczkę i drugi raz, kiedy starałam się ze wszystkich sił donosić ciążę. A miała tylko trochę ponad cztery latka. Wróciłam do domu na dwa tygodnie przed rozwiązaniem.
z tego, ale czasami popadam w zadumę i rozmyślam o tym czasie. Co prawda urodziła się jako drugie dziecko, ale była to już moja czwarta ciąża. Pierwsza zakończyła się sukcesem i narodzinami Amelki. Potem było wczesne poronienie z niewiadomych przyczyn. Lekarz twierdził, że takie rzeczy się zdarzają. Ok, staramy się dalej. Zaszłam w trzecią ciążę. Początek był udany, ale w piątym miesiącu zaczęły się problemy. Niestety, moja druga córka urodziła się stanowczo za wcześnie i nie udało się uratować małego życia. Zmarła po piętnastu minutach. Stało się to w dniu, w którym moja klasa maturalna bawiła się na studniówce. Byłam załamana. Lekarz przekonał mnie, żebym nie czekała
z zajściem w ciążę, a on ze wszystkich sił postara się doprowadzić ją do szczęśliwego zakończenia. Tak też się stało. Zaszłam w ciążę i od pierwszych tygodni byłam pod ścisłą opieką lekarza. Pierwszy raz wylądowałam w szpitalu zaledwie w czwartym tygodniu. Potem regularnie lekarz kładł mnie na krótkie, tygodniowe obserwacje. Zamiast czuć radość ze swojego błogosławionego stanu, czułam permanentny niepokój. Dziewięć miesięcy strachu. W piątym miesiącu (październik) wylądowałam w szpitalu już na stałe. I tak prawie do samego rozwiązania. Najtrudniej było w okresie świąt
i sylwestra, bo zostać samemu na całym oddziale nie należy do przyjemności. A co w tym czasie działo się z moim starszym dzieckiem? Było pozbawione mojej opieki. Tatuś musiał prosić o pomoc babcie, ciocie, przyjaciół i znajomych. Nie było to łatwe. Ale moje dziecko jakoś się nie skarżyło. Opuściłam ją już drugi raz. Pierwszy, kiedy zaraz po porodzie zachorowałam na żółtaczkę i drugi raz, kiedy starałam się ze wszystkich sił donosić ciążę. A miała tylko trochę ponad cztery latka. Wróciłam do domu na dwa tygodnie przed rozwiązaniem.
Noc z 16. na 17. stycznia 1991 roku...
Było mi jakoś niewygodnie, więc przeniosłam się na łóżko Amelki. Ale i tak nie mogłam zasnąć. Słuchałam radia. Gdzieś około trzeciej w nocy spiker powiedział: Drodzy słuchacze, na Bagdad spadły bomby! I ja wraz z tymi pierwszymi bombami poczułam pierwsze skurcze. Wszystko odbyło się błyskawicznie, bo Sylwia przyszła na świat o 5. rano. Można powiedzieć, że z wielkim hukiem!
Kiedy urodziła się Amelka mieszkaliśmy kątem u babci. U babci była spiżarka, którą zaadaptowaliśmy na ciemnię fotograficzną i oddawaliśmy się pasji. W dzień zdjęcia, w nocy wywoływanie. W momencie, gdy urodziła się Sylwia, mieliśmy ciasne, ale własne mieszkanie,
w którym nie było nawet toalety, a co dopiero miejsca na ciemnię. Lata dziewięćdziesiąte to czas hiperinflacji, braku pracy i niepewnego jutra, dlatego sprzedaliśmy sprzęt, a wywoływanie zdjęć
u fotografa niestety sporo kosztowało. I stąd brak tej dokumentacji fotograficznej z dzieciństwa Sylwii :) Może kiedyś wybaczy nam to zaniedbanie?
w którym nie było nawet toalety, a co dopiero miejsca na ciemnię. Lata dziewięćdziesiąte to czas hiperinflacji, braku pracy i niepewnego jutra, dlatego sprzedaliśmy sprzęt, a wywoływanie zdjęć
u fotografa niestety sporo kosztowało. I stąd brak tej dokumentacji fotograficznej z dzieciństwa Sylwii :) Może kiedyś wybaczy nam to zaniedbanie?