piątek, 3 września 2021

 No i rozpoczął się nowy rok szkolny! Wnuczka już w czwartej klasie, wnuk w przedszkolu, a najmłodsza rozpoczyna karierę w żłobku. Niestety jest tej karierze bardzo niechętna. Przed nami wiele niewiadomych. Nie mogłam w nocy spać, pewnie dlatego, że moje córki bardzo przeżywają oddanie dzieci do przedszkola i żłobka. Nie wszystko spełnia ich oczekiwania. A mnie przez całą noc przewijały się obrazy z własnego dzieciństwa oraz z dzieciństwa moich dzieci. Moja kariera przedszkolna nie była zbyt długa. Po nieudanym starcie rodzina postanowiła pozostawić mnie pod opieką babć. Ale w końcu przyszedł czas tzw. ogniska przedszkolnego. Dziś nazywa się to zerówką. W pamięci mam tylko kilka obrazów: babcia zaprowadza mnie do przedszkola na ulicy Piastowskiej, ale nie trafiamy do żadnej z sal tylko na salę gimnastyczną. Nie bardzo pamiętam na czym polegały zajęcia, ale kanapki jedliśmy na ławeczce gimnastycznej i piliśmy herbatę z termosu. Było nas zaledwie kilkoro. Potem wspomnienia pląta po głowie, przenoszą mnie do przedszkola na ulicy Legnickiej. Tam jesteśmy co prawda w sali, ale zajęcia odbywają się po południu, jak inne dzieci idą do domów. Nie mam pojęcia jak długo chodziłam do tego przedszkola, pamiętam jedynie półmrok, zajęcia plastyczne polegające na tworzeniu kompozycji z suchych liści (coś mi się pląta po głowie, że była to wiewiórka z ogonem z liścia dębu). Zawsze kiedy wraca do mnie ten obraz, czuję zapach kleju roślinnego. I jest to miłe wspomnienie. W następnym wspomnieniu jadę z mamą samochodem do przeprowadzek, a zaraz potem mama ubiera mnie na śpiąco i ciągnie za sobą na autobus. Jest ciemno i zimno, a ja bardzo chcę spać. Zawozi mnie do przedszkola przyzakładowego w Zawierciu. Z tego przedszkola pamiętam jedynie to, że zaraz po przyjściu i przebraniu się kładę się spać na dywanie... Potem jest wiosna, albo nawet lato i ostatnie miejsce przed pójściem do szkoły. Jakieś przedszkole pełniące pewnie wakacyjny dyżur. Nie potrafię powiedzieć gdzie, na pewno w Zawierciu. Co zapamiętałam? Przedszkolny konkurs wiedzy o... Leninie i ZSRR :) Za dobra odpowiedź pani dawała po klocku. Wygrywał ten, kto zgromadził największą ilość klocków. Chyba nawet wygrałam ten konkurs, ale nagrody nie pamiętam. Pewnie w tamtych czasach wystarczała jedynie satysfakcja :) I na tym kończą się moje przedszkolne wspomnienia. Nie pamiętam, żebym miała czas na adaptację. Tak samo było z moimi dziećmi. Z racji tego, że rodząc Amelkę byłam jeszcze uczennicą, nie oddawałam dziecka do żłobka. Ale do przedszkola już tak. 1 września zaprowadziłam ją do przedszkola i poszłam do pracy. Musiała tam zostać cały dzień, nie było mowy, żeby ktoś do mnie zadzwonił i prosił o wcześniejsze zabranie dziecka. Z Sylwią było jeszcze gorzej, bo nagle i drastycznie musiałam zostawić ją w żłobku. Moja trudność polegała na tym, że jedno dziecko prowadziłam do przedszkola w jednym końcu miasta, drugie do żłobka w innym miejscu i na koniec musiałam biec do pracy w jeszcze innym, odległym zakątku. Kiedy Sylwia skończyła dwa lata, dyrektor przedszkola zaproponowała mi, żebym oddała ją do jej przedszkola, czyli tego, do którego chodziła już Amelka. W ten sposób oszczędzałam sporo czasu, a ona przez dwa lata była w tej samej grupie. Teraz, kiedy obserwuję proces oddawania wnuków do żłobka i przedszkola, wydaję się sobie wyrodną matką :) Ale nawet będąc taką wyrodną i nieczułą, która nie stwarzała żadnych około przedszkolnych problemów, dałam radę doprowadzić te moje latorośle do dorosłości. One też będą musiały dać radę. Moje wnuki też cały proces żłobkowo-przedszkolno-szkolnej socjalizacji przejdą i dadzą radę! Pozdrawiam wszystkie zaniepokojone mamy, wy też dacie radę przez to przejść!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz